Cześć!
Na wstępie chciałabym wszystkim podziękować za komentarze pod poprzednim postem i liczne życzenia!
Przyznam się, że nienawidzę swoich urodzin. Nie znoszę. Ale w tym roku było zupełnie inaczej niż dotychczas - myślę, że nie nagnę faktów twierdząc, że to zdecydowanie najlepsze urodziny mojego życia. Potem zaczęło się pieprzyć (nie będę wdawać się w szczegóły, ale chodzi głównie o mój piekielny werteryzm; wiecie, ulokowanie uczuć w osobie, która ich nie odwzajemnia, stagnacja w tym stanie od trzech lat i robienie sobie nadziei), ale nieoczekiwanie wszystko potoczyło się bardzo dobrze i popołudnie przegadałam na kawie u kumpeli, by później, wracając, natknąć się na obiekt westchnień i cały wieczór spędzić we dwójkę. Nie można mieć wszystkiego, moi drodzy, ale coś jednak można!
To był przydługi wstęp, ale już przechodzę do meritum - między innymi, równie fajnymi prezentami dostałam nowy aparat.
Nie polubiliśmy się. Właściwie nie wiem jak on, ale ja miałam go dosyć od samego początku. Dziś jednak postanowiłam bliżej zapoznać się z gratem i nawet nawiązała się między nami nić porozumienia, której efektem są poniższe zdjęcia.
Teraz muszę się Wam do czegoś przyznać - możliwe, że uznacie to za profanację, ale dopiero dziś, od kilku miesięcy, na blogu pojawiają się zdjęcia robione aparatem. Od końca sierpnia do poprzedniego wpisu fotki strzelałam telefonem XD Taki ze mnie profesjonalista, ot co!
Ophelie pozowała dziś w innym wigu i innych oczkach :).
Ostatnia fotka - Ophelie przymierzała też dziś perukę w kolorze blond :D
Do napisania!